Jacy oni są bezczelni! Z przekonaniem mówią, że medialne doniesienia o 65 tys. miesięcznie dla dyrektora w NBP to fałsz, bo wynoszą… 60 tys. zł
Afera NBP nabiera rumieńców. Okazuje się, że ponownie zaprzeczono doniesieniom o ogromnych wynagrodzeniach dla dyrektorów. Ale za to jak!
Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr w Narodowym Banku Polskim przemawiała dzisiaj na konferencji prasowej w związku z doniesieniami o ogromnych wynagrodzeniach kadr kierowniczych. Zarzucano m.in., że zarobki są niejawne, zaś jedna z dyrektorek w NBP zarabia 65 tys. zł miesięcznie tylko za to jedno stanowisko.
– Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie rozpowszechnianego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wys. ok. 65 tys. zł bądź wyższej. Miesięczne wynagrodzenie całkowite w kwocie 60 tys. zł zdarzyło się w poprzedniej kadencji u jednego z dyrektorów, i tyle – powiedziała Raczko najwyraźniej przekonana, że obaliła zarzut o wysokich zarobkach, jakby 5 tys. w takim przypadku robiło jakąś różnicę.
Wynagrodzenie kadry kierowniczej NBP (dyrektorzy i zastępcy dyrektora) w latach 2015-18 kształtowało się na porównywalnym poziomie zarówno za kadencji prezesa Marka Belki, jak i kadencji prezesa Adama Glapińskiego. Oprócz tego podała, że przeciętne wynagrodzenie brutto na stanowisku dyrektora w NBP – ustalone w oparciu o PIT – wyniosło w 2014 r. – 38 098 zł, w 2015 r. – 37 110 zł, w 2016 r. – 37 381 zł, w 2017 r. 37 069 zł, w 2018 r. 36 308 zł.
Nie tylko dziennikarze, ale też pracownicy medialni związani z rządem oraz niektórzy politycy byli rozbrojeni nie tylko oświadczeniem NBP, ale również zupełnym zignorowaniem zadanych przez dziennikarzy pytań, udzielając ogólnikowych i wykrętnych odpowiedzi.
nczas.com
Przekaż wieści dalej!