Żniwo „apteki dla aptekarza”. Zamiast regularnego wzrostu, regularny spadek ilości aptek
Od czasu wejścia w życie reformy zwanej „apteką dla aptekarza” ilość placówek, w której możemy kupić leki, regularnie i wyraźnie spada. Wcześniej trend był dokładnie odwrotny.
W czerwcu 2017 roku przegłosowano reformę „apteka dla aptekarza”. Jednym z głównych punktów zapalnych było założenie, że aptekę założyć może nie każdy przedsiębiorca, ale tylko osoba mająca wykształcenie farmaceutyczne.
To oczywiście socjalistyczny absurd oparty o równanie w dół. O ile farmaceuta będzie zapewne dobrym pracownikiem apteki, to niekoniecznie musi znać się na jej prowadzeniu, szczególnie w tak zbiurokratyzowanym państwie. Niestety, absurd ten wziął górę.
W efekcie nastąpiła poważna zmiana. Do tego momentu liczba aptek stale rosła. Rok przed wprowadzenie reformy, średnio 105 aptek było otwieranych każdego miesiąca w Polsce. Od momentu reformy liczba ta regularnie zaczęła spadać. W ubiegłym roku otwierano średnio 15 aptek miesięcznie.
Tymczasem, według raportu „Rynek apteczny w Polsce” Grant Thornton wynika, że w ubiegłym roku zamykano średnio 60 aptek miesięcznie. Zaznaczono, że to o 23 proc. wyższy wynik, niż rok przed reformą.
Jak widać, socjalizm znowu równo rozdaje każdemu niedostatek. A wraz z malejącą liczbą aptek i trudniejszym dostępem do leków, rosnąć będą ceny…
forsal.pl
Przekaż wieści dalej!