17 marca 2024
HistoriaPublicystyka

Giedroyć, Ukraina i my, czyli absurdy polskiej polityki wschodniej

Pixabay

Zacznę może od dość zaskakującej uwagi: Istnieje coś, co łączy ze sobą niemal wszystkich, dotychczas rządzących polskich polityków, niezależnie od ich partyjnych afiliacji – poczynając od SLD, przez PO, na PiS kończąc – i bynajmniej nie mam tu na myśli chciwości, żądzy władzy czy pogardy dla wyborców.

Tym wspólnym mianownikiem dotychczasowych włodarzy III RP jest wizja polskiej polityki wschodniej – wizja konsekwentnie (choć często nieudolnie) realizowana przez kolejno zmieniające się po roku 89′ gabinety ministrów. Sądzisz może, drogi Czytelniku, że to jedna z niewielu rzeczy, za które można pochwalić wiecznie ze sobą skłóconych polskich polityków? Przynajmniej w tym jednym się zgadzają – ktoś może stwierdzić. W niniejszym artykule pragnę wykazać, że – doprawdy zadziwiająca – zgodność polskich decydentów w kwestiach związanych z naszymi wschodnimi sąsiadami, w żadnym razie nie stanowi powodu do zadowolenia ani tym bardziej do dumy, a co więcej, polska polityka wschodnia po 89′ roku to istny spektakl nieudolności i absurdu. Dlaczego? I jak temu zaradzić?

Kiedy w dyskusji pojawia się temat naszego stosunku do wschodnich sąsiadów, w sposób nieunikniony, prędzej czy później, musi paść to słynne nazwisko: Giedroyć. Kim była owa postać, której myśl do dzisiaj kształtuje paradygmat polskiej polityki wschodniej? Nie wdając się w szczegóły jego biografii, nadmienię jedynie, iż Giedroycia można bez przesady nazwać „świadkiem XX wieku”, bowiem urodził się w 1906, a zmarł w roku 2000, miał więc okazję obserwować i uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach tego burzliwego, naznaczonego piętnem wojny i totalitaryzmów, stulecia.

W okresie międzywojennym zasłynął jako działacz społeczny i polityczny, związany z obozem młodokonserwatystów. Podczas II wojny światowej pracował jako ambasador Rządu na Uchodźstwie na różnych placówkach dyplomatycznych. Wstąpiwszy do armii gen. Andersa, znalazł się w Rzymie, a później w Paryżu, który stał się miejscem jego zamieszkania aż do śmierci.

W niedługim czasie po osiedleniu się w stolicy Francji, Giedroyć dał się poznać jako niezwykle aktywny działacz emigracyjny, skupiając wokół tworzonych przez siebie inicjatyw środowisko francuskiej Polonii. Życiowym dziełem tego polskiego publicysty był wydawany w latach 1947 – 2000 miesięcznik „Kultura”, który stał się wiodącym czasopismem o szeroko pojętej tematyce kulturalnej, społecznej i politycznej, a także głównym organem prasowym reprezentującym Polaków nie tylko we Francji, ale i na całym Zachodzie.

Doktryna Giedroycia

W 1974 roku Giedroyć, razem z zaprzyjaźnionym publicystą i aktywistą polonijnym w Londynie – Juliuszem Mieroszewskim – stworzył koncepcję geopolityczną ULB, dziś znaną szerzej jako doktryna Giedroycia. Skrót ULB został utworzony od pierwszych liter nazw trzech państw sąsiadujących bezpośrednio z Polską, tj. Ukraina, Litwa, Białoruś. Najprościej mówiąc, doktryna Giedroycia zakładała, że po upadku PRLu i wyzwoleniu Polski spod sowieckiej dominacji, nowe władze niepodległej już Rzeczpospolitej powinny wszelkimi możliwymi środkami wspierać niepodległość i dobrobyt Ukrainy, Litwy i Białorusi.

Jak podkreślał emigracyjny publicysta, koncepcja ta w żadnym razie nie wynika z jakiegoś ckliwego sentymentu wobec naszych wschodnich sąsiadów, lecz jest rezultatem chłodnej, czysto racjonalnej kalkulacji. Państwa ULB mają bowiem stanowić mur, zaporę odgradzającą nas od Rosji. Wizja Giedroycia i Mieroszewskiego stała się nieoficjalnym, lecz realnym programem działania polskich polityków po upadku komunizmu, a sam Giedroyć w wielu wpływowych kręgach decyzyjnych uważany jest za patrona polskiej polityki wschodniej.

Brzmi pięknie, prawda? Tak – doktryna ta jest doprawdy piękna w swej prostocie. Nie chciałbym w tym miejscu obrażać nieżyjącego już paryskiego publicysty, pragnę jednak zauważyć, że pomysł „odgrodzenia” Polski od Rosji blokiem silnych, niepodległych państw nie jest jakoś szczególnie błyskotliwy czy wyrafinowany. Przecież nierzadko proste rozwiązania okazują się najlepsze – ktoś może zauważyć.

Owszem, należy jednak pamiętać, iż rzeczywistość polityki, zwłaszcza polityki międzynarodowej, ma charakter niezwykle złożony i labilny, będąc wypadkową aktywności i interakcji wielu heterogenicznych czynników.

Architektura bezpieczeństwa międzynarodowego to skomplikowana wielopoziomowa układanka, której poszczególne elementy zmieniają się w czasie i przestrzeni. Dlatego z tym większym sceptycyzmem należy spoglądać na tych, którzy oferują proste, a w ich mniemaniu genialne panaceum na odwieczne polskie problemy związane z osobliwym, z geopolitycznego punktu widzenia położeniem naszego kraju. W dalszej części artykułu postaram się wykazać, że teoria Giedroycia – podkreślam – w takiej formie, w jakiej została przyswojona i zastosowana przez kolejne rządy III RP, a jest to forma niepełna i przeakcentowana – okazała się teorią anachroniczną, powierzchowną, a przede wszystkim szkodliwą dla polskiej racji stanu.

Nie omieszkam również poruszyć istotnych problemów natury moralnej, które wiążą się z przyjęciem tej doktryny jako głównego wyznacznika polskiej polityki wschodniej. Omówię negatywne skutki w sferze politycznej, gospodarczej i społecznej, wiążące się z wprowadzaniem jej w życie – skutki, które właśnie dziś możemy obserwować na własne oczy.

CZYTAJ DALEJ

Tekst ukazał się na portalu GazetaRycerstwo.pl

szkic zastrzeżony przez wydawcę kontrrewolucja.net

Przekaż wieści dalej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Kontrrewolucja.net