Czy karać kobiety za aborcję?
Wraz z nową inicjatywą ustawodawczą Fundacji Pro Prawo do Życia i Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris pojawił się ponownie temat karania kobiet za zabijanie dzieci. Słychać głosy, że to przecież logiczne, że za zabójstwo jest kara, a niektórzy postulują wręcz użycie artykułu 148, mówiącego, że: „kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”, argumentując to faktem, iż przecież nie ma tutaj żadnej różnicy. Był człowiek – człowieka nie ma.
Jest też druga strona, do której należą głównie zwolennicy cywilizacji śmierci, upatrujący ofiarę jedynie w będącej w ciąży kobiecie. Strona ta postuluje całkowitą niekaralność matki. Co ciekawe, do tych głosów czasem przyłączają się też ludzie będący za życiem. Widzą oni w kobiecie ofiarę manipulacji, którą należy objąć opieką, gdyż z pewnością nie wiedziała ona, co czyni.
Czy rzeczywiście kobieta zabijająca nienarodzonego człowieka powinna być karana tak, jak każdy inny zabójca? Wiemy przecież, że sytuacje są różne. Kobiety często są przymuszane do tego makabrycznego procederu przez swoich mężów i konkubentów, a nieraz i przez lekarzy, co dzieje się zwłaszcza w przypadku mordowania dzieci podejrzanych o chorobę. W przypadku braku wsparcia ze strony bliskich łatwiej ulegają naciskom. Czasem ciężko tak naprawdę ustalić winnego, zwłaszcza w przypadku ciężkich sytuacji rodzinnych i finansowych.
Czy w takim razie nie karać w ogóle?
Z drugiej strony, całkowity brak karalności nie ma przecież żadnego sensu. Prawo staje się w tym momencie sytuacją umowną, co pokazała sytuacja Katarzyny Bratkowskiej, chwalącej się, że w wigilię Bożego Narodzenia dokona zabójstwa swojego dziecka, oraz przypadek Anny Zawadzkiej znanej z szarpaniny w kościele św. Anny. Wiemy oczywiście, że obie ciąże były fikcyjne, a oświadczenia o zabiciu swego dziecka były żenującym happeningiem. Pokazało to jednak, że jeśli kobieta chce zabić swoje dziecko, tak naprawdę prawnie nie ma ku temu przeszkód, co zresztą przyznają sami członkowie cywilizacji śmierci, mówiąc, że jeśli kobieta chce zabić, to i tak zabije.
Tym bardziej cieszy propozycja złagodzonej karalności, która daje możliwość odstąpienia od wymierzenia kary. Bo mimo że skutkiem czynu jest zabity człowiek i o tym trzeba pamiętać, za jego zabicie nieraz równie, jeśli nie w większym stopniu, odpowiedzialne jest otoczenie kobiety: nieraz nakłaniający do czynu zabronionego partner, rodzina grożąca wyrzuceniem z domu i inne osoby. Ciężko jest winić tylko i wyłącznie kobietę, jeśli jest ona przyciśnięta do muru. Ciężko jednak nie winić jej w ogóle, co pokazują między innymi neofeministki, które chwalą się zabijaniem swoich dzieci i bardzo chętnie dzielą się swoimi historiami, choćby na stronie „Przerwać milczenie”.
Czemu w myśl ustawy nie miałyby one być karane, jeśli wiadomym jest, iż uczyniły to z premedytacją i ponoszą pełnię odpowiedzialności?
Przekaż wieści dalej!