Sam mam ochotę wyjść jak przemawia polityk. Niezależnie z jakiej opcji
W piątej podczas przemówienia prezydenta Andrzeja Dudy w kościele pw. św. Brygidy w Gdańsku Lech Wałęsa wyszedł. Narracja w mediach standardowa: Zdeklarowane lewactwo przekazywało informację o „dobrej postawie” byłego prezydenta, zaś lewactwo przedstawiające się jako prawica pokazywało jak były prezydent „ucieka” z kościoła na „mocne, świetne, i dobrozmianowe” przemówienie prezydenta Prawdziwego Polaka. A prawda jest taka, że każde przemówienie polityka w kościele to raczysko i pokazuje słabość Kościoła.
Nieważne, czy jest to polityk PiS, Razem, SLD, PO, N, RN, PRp czy Wolności. Nawet gdyby przywrócono katolicką monarchię, to kościół nie jest miejscem, w którym król powinien mieć możliwość przemawiania. Po prostu nie. A tym bardziej polityk z jakiejkolwiek partii.
Po pierwsze, widzimy do czego prowadzi ignorowanie przepisów liturgicznych także w tym względzie. Faktem jest, że na Mszy świętej w starym rycie nie ma w ogóle możliwości na głupkowate składanie życzeń, przemowy niezwiązane z Liturgią czy też właśnie przemowy polityków. Na Mszy w najpopularniejszym rycie co i raz składa się życzenia, coś się dopowiada etc. Czemu więc nie pozwolić politykowi na wypowiedź? Tak wygląda myślenie u wielu osób i widzimy tego efekty.
Po drugie, dopuszczanie polityka do ambony pokazuje słabość Kościoła jako instytucji. Jest to usługiwanie wobec tej czy innej oligarchii, tj. partii politycznej. Kościół przecież powinien być wobec władzy świeckiej autonomiczny, czyż nie? Niestety, dopuszczając polityka do ambony (co niestety jest w Polsce niechlubną normą i powszechnie akceptowalną sprawą) Kościół kapituluje wobec władzy świeckiej. Za to duchowni również odpowiedzą po śmierci.
Po trzecie, pokazuje to słabość wiary i szacunku wobec Liturgii oraz sacrum w Kościele ze strony wiernych oraz duchownych. Oto mimo świadomości, że są ludzie gotowi pozabijać się w imię interesów tego czy drugiego oligarchy, pozwala się przemawiać politykowi ze stronnictwa X. Wiemy, że obiektywnie niczego to nie zmienia, ale dla wielu Januszy i Grażyn jest to równoznaczne z „poparciem ze strony Kościoła”. Ponadto wierni akceptują ten fakt, nie upominają zapewne kapłanów odpowiedzialnych za miejsce, że świątynia nie jest miejscem na wyróżnianie tego czy tamtego polityka. Mało tego – Polska charakteryzuje się przecież wpisaniem wiary katolickiej w kod kulturowy, przez co dla niemałej części osób fakt pokazania się lubianego przez nich polityka nie tylko nie jest czymś złym, ale wręcz pożądanym. Owszem, ludzie są w kościele i uczestniczą w obrzędach. Ale czy nadal są w Kościele?
Przekaż wieści dalej!