12 kwietnia 2024
HistoriaKultura i recenzjeRodzina

O wartości życia

Joanna Wieliczka-Szarkowa, "Bóg liczy łzy kobiet", Wydawnictwo Fronda
Joanna Wieliczka-Szarkowa, „Bóg liczy łzy kobiet”, Wydawnictwo Fronda

Ile jest w stanie znieść młoda kobieta, która dopiero wkracza w dorosłość? Utratę ukochanego mężczyzny, którego los nigdy nie został wyjaśniony. Trzy dni ciągłych gwałtów, których owocem okazuje się ciąża. Niechęć najbliższych do mającego się narodzić dziecka i ciągłe namowy do pozbycia się „problemu”. Samotne macierzyństwo i ciężką pracę na utrzymanie dziecka. Czyli całkiem sporo. A to dopiero połowa historii.

Książka pro life…

„Bóg liczy łzy kobiet” Wydawnictwa Fronda to książka niezwykła z kilku powodów. Po pierwsze – to chyba pierwsza w polskiej literaturze pozycja opowiadająca o tym, jak traktowali kobiety sowieccy „oswobodziciele”. Już sam wstęp Joanny Wieliczki-Szarkowej szokuje opisami brutalności żołnierzy Armii Czerwonej, który gwałcili zarówno 12-letnie dziewczynki, jak i 70- czy 80-letnie staruszki. Do tej pory był to temat tabu – ofiary tych gwałtów nie chciały opowiadać o swoich przeżyciach, brakowało też chyba chętnych do ich wysłuchania. Dlatego Pelagia – bohaterka i po części narratorka książki – musiała wykazać się ogromną odwagą, by przełamać milczenie wobec tego rozdziału naszej historii.

Drugi powód, dla którego jest to opowieść niezwykła, to jakże aktualny dziś temat mordowania dzieci. Pelagia – jako młoda dziewczyna – zachodzi w ciążę. Ciążę, która nie dość, że jest wynikiem gwałtu, to jeszcze mające się narodzić dziecko będzie uznawane za „ruska”, czyli podwójnie napiętnowane. I tak jak wiele współczesnych kobiet, Pelagia ze swoimi emocjami musi w tej sytuacji radzić sobie sama.

Nie ugina się ani pod sugestiami, a później wręcz nakazami rodziców, ani pod namowami innych zgwałconych kobiet, które swoje dzieci zabiły, bo przecież nie mogłyby „wychowywać tego dziecka razem ze swoimi dziećmi”. „Tego” dziecka nie traktowały jako swojego, to było dziecko cudze, rosyjskie, niechciane. Tymczasem Pela, młoda, samotna kobieta, rozumie więcej niż jej rodzice i sąsiadki. Mówi wprost, że dla niej to, co dla innych było problemem i „bachorem” – od początku było małym, rozwijającym się człowiekiem, który zamiast wstrętu budził w niej litość. I dodaje bardzo ważne zdanie: „Poza tym to nie była jego wina, że zaczęło żyć”.

Dzisiaj ten argument jest zakrzykiwany, nikogo nie interesuje niewinność dziecka, które często jako jedyne ponosi odpowiedzialność za gwałt. Tymczasem już 70 lat temu zgwałcone kobiety zamiast wsparcia i opieki znajdowały jedyną „słuszną” radę – zabójstwo.

…ale nie tylko

„Bóg liczy łzy kobiet” jest promowana głównie jako wydawnictwo o tematyce pro life – podkreśla to dodatkowo posłowie Kai Godek. I chociaż jest to rzeczywiście najgłośniejszy wydźwięk tej historii, to szkoda byłoby, gdyby zagłuszył inne problemy, które te niespełna 200-stronicowa książka porusza.

Drugą narratorką (a zarazem autorką) jest Małgorzata Okrafka-Nędza, wnuczka Pelagii. Fragmenty rozmów obu pań stanowią doskonały komentarz do sytuacji kobiet tak przed kilkudziesięciu laty, jak i obecnie. Jednym z tych tematów, który nie stracił na aktualności, jest przemoc domowa, znęcanie się fizyczne i psychiczne, którego doświadczyły Pelagia i jej córka.

Możemy przeczytać o tym, jak ciężko jest wyegzekwować swoje prawa kobiecie żyjącej z mężczyzną bez ślubu, ale będącej prawie całkowicie od niego zależną (co przeczy modnym dziś teoriom, że to tradycyjna forma rodziny jest głównym źródłem patologii). Pelagia dokonuje przy tym niezwykle celnej analizy zachowania mężczyzny stosującego siłę wobec kobiet, doskonale interpretuje i tłumaczy też zachowanie współczesnych mężczyzn, którzy nie chcą zakładać rodziny.

Jedynym dysonansem jest moim zdaniem okładka – jej centralną postacią jest umalowana, z pięknie zrobionym manikiurem kobieta. Raczej na pewno nie miała uosabiać Pelagii, ponieważ jest na wskroś współczesna, w niczym nie przypominająca młodej dziewczyny sprzed 70 lat. Nie wypada też zbyt przekonująco jako dzisiejszy odpowiednik głównej bohaterki. Jestem w stanie uznać, że przedstawia przygnębioną opowieścią babci wnuczkę, ale i ta interpretacja wymaga sporo dobrej woli. Jednak to jedyny zarzut, jaki jestem w stanie postawić nie tyle samej książce, co jej szacie graficznej.

Historię Pelagii warto poznać z wielu powodów. Kilka z nich podałam, a każdy znajdzie w niej niewątpliwie i inne, ważne dla siebie tematy. Dla jednych będzie to cenny zapis historyczny, dla innych pełne emocji świadectwo, dla kogoś jeszcze – studium socjologiczne. Dla mnie – mimo wielu wylanych podczas lektury łez – to opowieść o tym, że z każdej, nawet pozornie beznadziejnej sytuacji, może wyniknąć coś pięknego, jeżeli tylko nie straci się nadziei.

szkic zastrzeżony przez wydawcę kontrrewolucja.net

Przekaż wieści dalej!

Aleksandra Moskwa

Z wykształcenia polonistka, obecnie poświęcająca się wychowaniu córki. Katoliczka zakochana w Duchu Świętym. Zawsze z książką w ręku i w miarę możliwości ze słuchawkami z dobrą muzyką na uszach. Niepoprawna optymistka. Blogerka

Więcej artykułów autora

Śledź mnie na:
Facebook

Aleksandra Moskwa

Z wykształcenia polonistka, obecnie poświęcająca się wychowaniu córki. Katoliczka zakochana w Duchu Świętym. Zawsze z książką w ręku i w miarę możliwości ze słuchawkami z dobrą muzyką na uszach. Niepoprawna optymistka. Blogerka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Kontrrewolucja.net