Chowaj lunetę przed ministerstwem
W całkowicie rozbrojonym kraju, w ciągu zaledwie 12 lat udało się przejść od legalizacji wiatrówek gładkolufowych w roku 1999, przez uwolnienie broni czarnoprochowej (2004 r.), po częściowe zniesienie uznaniowości policji w roku 2011. W tym czasie druga strona nie próżnowała. Ponieważ utrudnianie życia ludziom posiadającym broń nielegalną jest trudne, starają się je utrudnić tym, co mają broń legalnie. Oto kilka z ich pomysłów.
Gdy w swoim expose premier Kopacz mówiła, że w końcu rząd zacznie tworzyć prawo z myślą o 99% obywateli, którzy prawo szanują, a nie tym 1% przestępów, byłem przekonany, że nigdy nie obejmie to przepisów regulujących obrót bronią. Istotnie, pani premier miała na myśli wyłącznie prawo gospodarcze i ocenianie jej poczynań pod tym kątem, nie jest objęte zakresem niniejszego tekstu.
Natomiast pomysły dotyczące broni palnej pochodzące z ministerstw i Komendy Głównej Policji sprawiają, że tacy działacze jak ja mogą wyznaczyć w swoim życiu dwa istotne kamienie milowe. Pierwszy, gdy dociera do nich, że ich bardziej doświadczeni koledzy popadają w paranoję. Drugi, gdy dociera do nich, że mniej doświadczeni koledzy podejrzewają ich o popadanie w paranoję. Osobiście wkrótce być może osiągnę kolejny cel na tej drodze: dobrowolnie pójdę na badania, by się przekonać, że ja naprawdę sobie tego nie wymyśliłem. Póki co pragnę przypomnieć o kilku ich pomysłach.
„Śmiercionośne narzędzie”
Pomysł najnowszy powstał w miejscu, które dotychczas miało niewiele wspólnego z nami, tj. w ministerstwie środowiska. Otóż przy okazji nowelizacji ustawy „Prawo Łowieckie”, ktoś wpadł na genialny pomysł, by koncesjonować… lunety!
Mianowicie w nowej ustawie zaproponowano zapis, że lunety będą mogli kupować wyłącznie myśliwi na podstawie pozwolenia na broń i zaświadczenia, że polują. De facto z możliwości zakupu lunety będą musieli zrezygnować strzelcy sportowi (nawet ci, biorący udział w longshotach, czyli zawodach, na których strzela się nawet na odległość ponad 1000 m), nawet posiadacze tanich wiatrówek, czy ludzie bawiący się w wojnę przy pomocy replik ASG (słabe wiatrówki strzelające plastikowymi kulkami, dzięki czemu można bez zbytniego uszczerbku na zdrowiu rozgrywać między sobą całe bitwy).
Oczywiście MSW odniosło się do propozycji z uznaniem. My z nieco mniejszym (CZYTAJ TUTAJ). Co ciekawe, wciąż nie byłoby sankcji za posiadanie lunety, zatem bezprawny byłby tylko jej zakup, co przypomina nam o wcześniejszym pomyśle władz.
Policyjno-prawni intelektualiści
Kilkanaście lat temu przed pracownikami Komendy Głównej Policji postawiono zadanie zaprojektowania legitymacji posiadacza broni. Legitymację opracowano, po drodze uznając, że obowiązujące przepisy są nieco zbyt liberalne. Dlatego w uchwalonym w 2003 r. rozporządzeniu, we wzorze legitymacji pojawił się zapis mówiący, że nie uprawnia ona do zakupu amunicji posiadaczy pozwoleń kolekcjonerskich i pamiątkowych. Zapis nijak nie wynikał z ustawy, co w zasadzie czyniło go bezprawnym od samego początku.
Był to jednak problem typowo akademicki. Do roku 2011 policja zwyczajnie nie wydawała pozwoleń kolekcjonerskich i pamiątkowych, bo nie musiała. W 2011 roku prawo się jednak zmieniło i kolekcjonerów zaczęło przybywać. Nagle okazało się, że posiadacz pozwolenia kolekcjonerskiego może razem z karabinem kupić tysiąc naboi (na promesę), ale gdy karabin zostanie zarejestrowany, to nie może już ich dokupić. Za to może je samodzielnie składać w domu z komponentów, które jak najbardziej wolno mu kupować.
Wszystko to spowodowało, że prokurator generalny, Andrzej Seremet zaskarżył wadliwe rozporządzenie do trybunału konstytucyjnego, a pracownicy KGP musieli opracować nowe rozporządzenie, tym razem bez wad prawnych. Mimo to pomysł na pozwolenie kolekcjonerom na zakup amunicji oburzył pracowników wielu Komend Wojewódzkich. Na szczęście nowe rozporządzenie już funkcjonuje, choć Komendy wciąż mają na stanie stare legitymacje, na które muszą nanosić poprawki długopisem.
Historia błyskotliwości
Wracając do prawa łowieckiego, warto przypomnieć o poprzednim problemie przed którym stanęła Policja w roku 2011. Otóż zmiana przepisów, bez jednoczesnej zmiany zasad prowadzenia polowania, nagle sprawiła, że myśliwi mogli kupować broń krótką i tzw „boczniaki”, czyli słabszą broń, zasilaną tanią amunicją, której nie wolno używać na polowaniu (w Polsce, bo w innych krajach bywa różnie), ale świetnie się sprawdza do tanich treningów strzeleckich. Fakt, że myśliwi będą mogli posiadać nie tylko pistolety, ale i broń słabszą od tej, którą mają, przeraził Policję. Dlatego wystarali się w ministerstwie o zmianę rozporządzenia regulującego zasady prowadzenia polowania.
Argumentowali przy tym, że myśliwi nie mają doświadczenia z taką bronią. By bardziej obrazowo to wyjaśnić: Myśliwy jest wystarczająco doświadczony, by posiadać karabin zasilany nabojem .338 LM, służący do strącania talibów z odległości ponad 2 km, ale nie jest wystarczająco doświadczony by posługiwać się bronią, z której trudno trafić w cokolwiek już w odległości 200 m.
Przenieśmy się jednak bliżej czasów obecnych.
Austriacki walc z CLKP
Jesienią nasze środowisko nieco zaskoczyła informacja, że pewne rodzaje karabinów, przeznaczonych do strzelania długodystansowego, Policja uznała za broń typowo wojskową i jako taką nie podlegającą pod ustawę o broni i amunicji. Co za tym idzie, nie będzie jej rejestrować osobom fizycznym. Ponieważ stanowisko Policji było skrajnie sprzeczne z prawem, zaczęliśmy zasypywać ich pytaniami, skąd taki pomysł. Okazało się, że wszystkiemu winni Austriacy, u których faktycznie te karabiny zdelegalizowano, o czym ich ambasada poinformowała KGP.
Nasi policjanci, nieco zdziwieni, wystąpili do Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Policji o opinię prawną, a pracujący tam inżynierowie mechanicy bez wahania jej udzielili. Jednak udzielili opinii całkowicie błędnej. By sprawę jeszcze bardziej udziwnić, to wydział policji, który współtworzył to prawo, wystąpił do CLKP o opinię jak je interpretować, a następnie błędną odpowiedź bezkrytycznie rozesłał Komendom Wojewódzkim.
Dopiero gdy zaczęły do nich spływać pytania od strzelców, na jakiej podstawie wydano taki zakaz, ponownie poproszono mechaników z CLKP o to, by powiedzieli współtwórcom prawa, jak je interpretować, a ci ponownie udzielili błyskawicznej odpowiedzi, tym razem prawidłowej.
Policyjny spinacz.
W popularnym amerykańskim serialu „Simpsonowie”, sympatycznej żółtej rodzinie udaje się zmienić prawo, podpinając swój projekt spinaczem pod ustawę o rozdawaniu amerykańskich flag sierotom. to twórcze rozwiązanie KGP postanowiła zastosować, gdy została poproszona o opracowanie projektu zmian do ustawy o broni i amunicji, dostosowującej ją do wytycznych UE. Oczywiście takiej okazji nie można było zmarnować, dlatego opracowany przez KGP projekt tylko w 8% faktycznie dostosowywał ustawę do wymogów UE, a pozostałe zmiany miały na celu odwrócić choć trochę porażkę policji z roku 2011.
Jednym z pomysłów było np. zakazanie używania broni w celu innym, niż wydano w pozwoleniu. Np. kolekcjonerom nie byłoby wolno używać swojej broni do rekreacji na strzelnicy (czy ktoś zabrania kolekcjonerom samochodów jeździć po drogach?), myśliwym nie wolno by było używać broni myśliwskiej do celów sportowych, itp.
Co ciekawe, taki projekt gorąco poparł prezes Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego, choć skrytykowały go nawet niektóre Komendy Wojewódzkie Policji. Z większości pomysłów KGP musiała się wycofać. Nie oznacza to, że zaniechała wszelkich prób uprzykrzenia życia osobom posiadającym broń legalnie.
I po co to wszystko?
W Polsce na chwilę obecną ok. 200 000 osób posiada pozwolenie na broń palną. Do tego nieokreślona jest liczba osób, które posiadają ją nielegalnie, a także liczba osób które posiadają broń czarnoprochową rozdzielnego ładowania, która nie wymaga pozwolenia ani rejestracji. Rocznie notujemy 20-30 morderstw z użyciem broni palnej, głównie nielegalnie posiadanej.
I właśnie z myślą o tych kilkudziesięciu osobach Policja tworzy przepisy które mają uderzać w 200 000 ludzi posiadających broń legalnie, oczywiście przy pełnej aprobacie MSW. Tylko czy naprawdę nikomu nie przeszkadza, że w ten sposób naruszamy rozdział pomiędzy władzą ustawodawczą a wykonawczą? I jak to wpływa na jakość tego prawa, skoro, jak pisałem wcześniej, zdarza się, że wydział KGP który to prawo współtworzy, potem musi pytać mechaników z CLKP jak je interpretować?