Feminazistki w odwrocie
Wczorajszy wieczór pokazał, w jak wielkiej rozpaczy są środowiska feminazistek. Od akcji naziprotestu widać ogromne zaangażowanie w sieci środowisk aborterów i dzieciobójców, którzy sami siebie nazywają „pro-choice”, tzn. że są „za wyborem” (oczywiście nigdy dziecka).
Ponownie popełniłem błąd i zacząłem prowadzić dyskusję z jedną ze współczesnych zwolenniczek mordowania dzieci. Oczywiście rzekomo niezrzeszonej nigdzie, jak twierdzi. Najlepiej świadczy o tym fakt, że – starym zwyczajem – po braku minimalnego poziomu językowego oraz braku jakiegokolwiek merytorycznego argumentu ze strony przeciwnej, postanowiłem użytkownika zablokować na stronce na fb, którą prowadzę wybitnie dla samego siebie.
Coby nie być gołosłownym – TUTAJ link do screenów z „rozmowy” (klikasz na własną odpowiedzialność).
I jakież zaskoczenie było, gdy na nieodwiedzanym prawie fanpejdżu mojej osoby pojawiły się dziesiątki komentarzy! I powtarzane brednie: „to nie chodzi o mordowanie dzieci, tylko o prawo wyboru” (bo wybór tzw. aborcji przecież nie jest zamordowaniem dziecka, prawda?), „ucinanie dyskusji” poprzez blokowanie użytkowników (powód podany wcześniej – jeśli ktoś nie jest przekonany, czy nie trzeba było, to uzasadnienie jest w podanym wcześniej linku), „mężczyźni nie powinni zabierać głosu w tej sprawie” (podobnie zapewne, jak przeciwnicy niewolnictwa nie powinni zabraniać trzymania niewolników jego zwolennikom), plus życzenia gwałtu, śmierci, narodzin chorego dziecka, gróźb ujawnienia rzekomo czegoś kompromitującego, etc.
Oczywiście nie było to tylko u mnie. Na profilu oficjalnym pani Kai Godek i chyba wszędzie na stronach obrońców życia pojawiały się takie niskie zagrywki i odzywki. Co możemy dowiedzieć się z tegoż rajdu?
My wygraliśmy bitwę, a oni przegrali wojnę
Środowiska aborterów panikują. Zobaczyli swoją sromotną klęskę – najpierw przy porównaniu ilości zebranych podpisów (przypomnijmy: w kampanię aborcyjną włączona była partia polityczna. Komitet „Stop aborcji” nie miał żadnego wsparcia partyjnego), gdzie dzieciobójcy zebrali ledwie ponad 100 tys. podpisów, zaś obrońcy życia prawie pół miliona. Samodzielnie, bezpartyjnie. Teraz projekt aborterów utonął, zaś do dalszych prac skierowano projekt, który może realnie zakazać dzieciobójstwa w Polsce. I tak oto nasz kraj może być pierwszym spośród tych większych (w porównaniu np. do Watykanu), który wyraźnie weźmie w obronę życie.
Wtedy w całej Europie pojawi się dyskusja nad prawami ludzi nienarodzonych. W efekcie niemała część Europy może odejść od eugenicznych praktyk stosowanych obecnie przez większość świata. A to oznacza ogromne straty dla organizacji, które zbijają ogromne pieniądze na mordowaniu dzieci. Lobbyści więc atakują. W swej panice wyszukują każdą treść i stosują ataki w każdym miejscu w sieci. Nawet na fanpejdżach o małym zasięgu (za podniesienie oglądalności wczoraj serdecznie dziękuję) uaktywniają się. Stara sztuczka – w dyskusję wkrada się zwolenniczka pewnej opcji i forsuje – samymi hasłami pełnymi emocji – jakieś stanowisko. Nie obyło się bez epitetów. Zastrzega ta osoba, że do żadnej organizacji nie należy. I zaraz po zablokowaniu „spontanicznie” pojawia się horda rozwydrzonych feminazistek (jedna nawet zadała sobie trud napisania na mój prywatny profil), które wrzucają hasła antyklerykalne (znamienne jest to, że z mojej strony – jak zawsze – nie padło żadne hasło odnośnie nauki Kościoła, wiary, czy Boga, poza zastrzeżeniem, że to Kościół prowadzi ośrodki pomocy dla samotnych matek, żadna zaś z organizacji feminazistowskich), słowa maskujące słowo „morderstwo”, tj. „wybór”, epitety, życzenia niegodne człowieka, etc.
Aborterzy wyparci i nie brani na poważnie
Jeśli nie było to działanie grupy lewaków, którzy próbują „podbić” sieć albo lobbystów aborcyjnych, to wygląda na to, że przez 26 lat życia nie zdawałem sobie sprawy z istnienia wielkiej mafii kobiet, która błyskawicznie udziela hurtowo wsparcia wszystkim paniom w sieci. Ponieważ jednak w istnienie tej organizacji niespecjalnie chce mi się wierzyć, stwierdzam, że aborterzy forsują swój głos tam, gdzie można go łatwo zwielokrotnić – w Internecie. Tam łatwo przychodzi hołocie pisanie wulgaryzmów, życzenie śmierci, etc. Słowem – hejt. Stworzenie zaś konta fikcyjnego z kilkoma setkami znajomych to kwestia najwyżej kilku dni aktywności na przeróżnych grupach na Facebooku.
Tak więc sytuacja jest bardzo dobra. Aborterzy zostali zepchnięci wyłącznie do Internetu – niczym zwolennicy pana z muszką od partii wywodzącej się z jego nazwiska. I owszem, swoją głupotą, brakiem logiki, merytoryczności oraz nienawiścią wobec dzieci i kobiet (w końcu feminazistki nie prowadzą ośrodków ani dla samotnych matek ani kobiet z syndromem postaborcyjnym) będą brudzili w sieci. I tylko w niej. Przez lata już nie będą miały nic realnie do powiedzenia w rzeczywistym świecie.
Cieszę się, że dożyłem takich czasów, gdzie społeczeństwo w prawie 60-u proc. popiera pełną ochronę życia, zaś głupota jest w odwrocie. W ramach ciekawostki dodam, że – choć statystyk nie przedstawię, ponieważ takowych nie prowadziłem – że mnóstwo młodych kobiet popiera proponowany projekt. To one głównie składały podpisy, gdy wraz z wolontariuszami Fundacji Pro zbierałem podpisy poparcia dla projektu. Feminazistki krzyczą, bo ich marzenia senne o byciu „głosem kobiet” padają w gruzach na naszych oczach.
Może XXI wiek nie będzie taki straszny, jak się by mogło na początku wydawać?
Przekaż wieści dalej!