Amerykańska Seksmisja

W kultowej komedii Juliusza Machulskiego „Seksmisja” przedstawicielki Ligi Kobiet opanowały umiejętność partenogenezy. Wykluczywszy ze społeczeństwa mężczyzn, potrafiły dokonywać zapłodnienia mając do dyspozycji wyłącznie komórki jajowe. Dzieci powstawały i rozwijały się w swoistych fabrykach, bez udziału rodziców.
Nie wiem, czy doktor Guy Ringler oglądał film Machulskiego – niemniej jego pomysły do złudzenia przypominają historię przedstawioną w „Seksmisji”. Amerykański naukowiec planuje bowiem tworzyć zarodki ludzkie bazując na komórkach macierzystych osób tej samej płci. Dziennikarzom magazynu „The Time” Ringler z pasją opowiada, iż chciałby umożliwić parom homoseksualnym posiadanie dzieci, które powstaną jedynie z ich własnego materiału genetycznego.
Naukowiec, który pracuje w klinice wykonującej zabiegi in vitro, przytacza wypowiedzi homoseksualistów korzystających z jego usług. Jak twierdzi, wielu parom jednopłciowym nie wystarcza już samo zapłodnienie pozaustrojowe. Marzą oni o sytuacji, gdy powołane do życia dziecko stworzone zostanie jedynie z ich własnych komórek, bez udziału dodatkowego dawcy.
Przeskoczyć naturę
Obecnie w USA pary homoseksualne chcące skorzystać z in vitro muszą uzyskać plemnik lub komórkę jajową od trzeciej osoby. Ringler chce jednak obejść naturę i planuje tworzenie zarodków przy pomocy komórek macierzystych. Oznacza to w praktyce, iż np. dwie kobiety będą mogły mieć dzieci bez konieczności włączania w całą procedurę dawcy nasienia.
Ringler powołuje się na doświadczenia naukowców z Izraela, gdzie potwierdzono już możliwość przekształcania embrionalnych komórek macierzystych w gamety. Zdaniem Amerykanina, wyprodukowanie dziecka pochodzącego biologicznie od osób tej samej płci ostatecznie zniweluje wszelkie różnice między parami homoseksualnymi a heteroseksualnymi. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, iż związek dwóch osób tej samej płci jest nienaturalny, ponieważ nie daje możliwości poczęcia potomstwa.
Cel uświęca środki
Realizację tej wizji świata Ringler uważa za swoją życiową misję. W jej osiągnięciu będą mu służyć eksperymenty na embrionach. Wypowiedzi mężczyzny pełne są okrągłych słów i sloganów. Nauka ma przecież zmieniać ludzkie życie, umożliwiać niemożliwe, uszczęśliwiać nieszczęśliwych – cel wszakże uświęca środki. Jedyną obawą, jaka powstrzymuje Ringlera, jest „reakcja środowisk antygejowskich”.
Zadziwiające, iż lekarz nie zastanawia się ani trochę na ewentualnymi konsekwencjami swoich eksperymentów. Nie mamy przecież pojęcia, jakie skutki dla dzieci poczętych w „ringlerowski” sposób będą miały wszystkie manipulacje oraz jakie nieprzewidziane komplikacje mogą nastąpić.
Doktora zdaje się to jednak nie interesować. Jego jedynym celem jest „uszczęśliwienie” homoseksualnych par. Nie wiemy, czy to prawdziwe przesłanki właściciela kliniki sztucznego zapłodnienia, czy też chodzi o kwestie finansowe. Jedno jest pewne – dziecko, jego życie i zdrowie już dawno przestały mieć znaczenie. Eksperymentowanie na ludziach – rzecz, która większość z nas przeraża – staje się nagle usprawiedliwione, gdy w grę wchodzą niespełnione pragnienia konkretnych osób.
„Bo chcę!”
Podczas dyskusji o in vitro często pojawia się myśl, iż jego przeciwnicy dyskryminują lub poniżają dzieci poczęte tą metodą. Czy nie jest jednak odwrotnie? Czy to nie zwolennicy kolejnych przekroczeń w sferze sztucznego zapłodnienia uprzedmiotowiają istotę ludzką, czyniąc z niej produkt? Sprowadzają do rzeczy, odpowiedzi na „chcę”?
Jeżeli ludzie tacy jak doktor Ringler zaczną realizować swoje postulaty, ostatecznie zwycięży świat, gdzie to nie rodzic poświęca się dla dobra i szczęścia dziecka, ale dziecko poddaje się eksperymentom, by móc zadowolić i uszczęśliwić dorosłego. Warto o tym pamiętać teraz, gdy projekty ustaw dotyczących zapłodnienia ustrojowego czytane będą w Sejmie.