Niejasne okoliczności śmierci syryjskiego chłopca

W ciągu ostatnich dwóch tygodni Internet obiegło zdjęcie małego Syryjczyka, Aylana Kurdiego, którego ciało znaleziono na brzegu morza w Turcji. Opowieści ojca chłopca są jednak niejednoznaczne i budzą sporo wątpliwości.
Abdullah Kurdi opowiadał m.in. w radiu, jak wraz z rodziną kilka razy próbował dostać się do Europy. Za pierwszym razem zepsuł się silnik łodzi, a przy następnych zawracała ich turecka straż przybrzeżna. Pomimo trudności Kurdi zdecydował się zapłacić jeszcze raz a przemytnicy mieli zabrać od niego ponad 4 tysiące euro. Mężczyzna w dramatyczny sposób opowiada, jak walczył o życie swoich dzieci, podczas gdy ktoś inny prowadził łódź. Tymczasem świadkowie zdarzenia twierdzą, że to właśnie Kurdi stał u steru. Co więcej, mężczyzna miał współpracować z przemytnikami ludzi i być jednym z organizatorów tragicznej podróży.
– Historia, którą opowiada Abdullah Kurdi, to nieprawda. Nie wiem, co zmusza go do kłamstw, może strach. To on sterował łodzią od początku do momentu zatopienia łodzi – mówi Ahmed Jawwad, Irakijczyk, który był tego dnia na morzu razem z ojcem chłopca. Jawwad wraz z żoną wrócił do Bagdadu, również ona podobnie opisuje całe zdarzenie. Oboje podczas wypadku łodzi stracili dwoje dzieci. Również inny 22-letni imigrant potwierdza tę wersję zdarzeń, która zdaniem Jawwada doprowadziła do śmierci syryjskiego chłopca.
Kaoch/niezalezna.pl, gazeta.pl