Sądy zabierają się za ekoterrorystów! Niemiecki „ekolog” przegrał proces z polskim hodowcą
Polski sąd przyznał rację Szczepanowi Wójcikowi, prezesowi Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia w sprawie nazwania działań podjętych przez „ekologa” z Niemiec mianem „ekoterroryzmu”. W czerwcu 2014 roku na fermę w Granowcu próbował włamać się Friedrich Mülln (legitymujący się jako Marcus Miller), członek organizacji Soko Tierschutz i wypuścił hodowane norki, skazując je w ten sposób na śmierć. Wszystko oczywiście w imię „ekologii”, za którą – zdaniem części mediów – stoją niemieckie koncerny.
Trzy lata temu w Granowcu (woj. Wielkopolskie) członkowie „ekologicznej” organizacji próbowali wtargnąć na fermę norek. Zniszczono mienie warte łącznie kilkaset tysięcy złotych. Sprawcami byli działacze niemieckiej organizacji Soko Tierschutz, którzy – w obecności dziennikarzy z „Die Welt” – zdemolowali ogrodzenie gospodarstwa i wypuścili zwierzęta na zewnątrz. Ponieważ norka hodowlana nie potrafi przetrwać w warunkach naturalnych, aktywiści – w imię rzekomej ekologii – skazali je na śmierć.
– Nie wiedzieliśmy kto to. Od razu wezwaliśmy policję, próbowaliśmy złapać tych ludzi. Po krótkim pościgu zostali zatrzymani poza fermą. Byli świetnie przygotowani. W pobliżu czekały na nich samochody. Po zatrzymaniu okazało się, że włamywacze to obywatele Niemiec, którzy są członkami zorganizowanej grupy oraz dziennikarze niemieckiej gazety – mówił właściciel firmy.
Prokuratura umorzyła sprawę zniszczenia polskiego gospodarstwa przez niemieckich „ekologów” z powodu „braku dowodów jednoznacznie stwierdzających winę”.
Kilka dni później Szczepan Wójcik, prezes Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia na łamach portalu wgospodarce.pl określił działania Marcusa Müllera – członka Soko Tierschutz – mianem „ekoterroryzmu”. Niemcy uznali to za niestosowne i skierowali sprawę do sądu.
Wczoraj Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że żądania niemieckiej organizacji „ekologów” są bezzasadne i przyznał rację Szczepanowi Wójcikowi.
Co ciekawe, wylegitymowany w Granowcu jako Marcus Müller (jak ustaliła Kontrewolucja.net „ekolog” przyjął pseudonim na cześć swojego ulubieńca, basisty Marcusa Müllera) w rzeczywistości nazywa się Friedrich Mülln. Podobnych aktów dopuszczał się w innych krajach Europy, szczególnie na Węgrzech. Polskiej policji podał fałszywe dane osobowe (pseudonim „ekologiczny”).
Ważnym faktem jest też, że „ekolodzy” walczący rzekomo o „godne traktowanie zwierząt” współpracują z należącymi do niemieckiego kapitału firm utylizacyjnych. Istnienie w Polsce ferm z norkami odbiera potencjalnie ogromny zysk niemieckim firmom. Zwierzęta futerkowe żywią się bowiem pozostałościami z produkcji zwierzęcej i przetwórstwa rybnego o wartości pół miliarda (sic!) rocznie. Pełnią zatem rolę naturalnego utylizatora, co jest bardzo nie na rękę niemieckim koncernom.
W rękach niemieckich znajduje się 85 proc. polskiego rynku przemysłu utylizacyjnego.
Poniżej nagranie, na którym widać, jak stowarzyszenie Otwarte Klatki układa się z firmami.
Jak dowiedział się nasz serwis, nawet mecenas reprezentujący w sądzie Friedricha Müllna (ps. Marcus Miller), adwokat Zbigniew Krüger to ten sam prawnik, który występuje w sprawach Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Z nutką ironii można by zapytać, przypadek?
Kontrrewolucja.net, ProstozMostu.net
Przekaż wieści dalej!