#SquatWars naprzeciwko komisariatu w Warszawie. Starły się ze sobą dwie lewicowe grupy
Wczoraj wieczorem doszło do starcia dwóch lewicowych grup. Jedna z nich napadła na tzw. squat – nielegalnie zajmowany przez bojówkarzy budynek – przy ul. Wilczej 30. Rzucano petardy, cegły i koktajle Mołotowa. Tuż przy squacie – w odległości 100 metrów – znajduje się komisariat policji.
Informację na Twitterze na ten temat umieścił profil stowarzyszenia Marsz Niepodległości. – UWAGA! WOJNA W WARSZAWIE pomiędzy lewackimi skłotami. Są ranni. Lewaccy bandyci obrzucają się koktajlami mołotowa i strzelają do siebie z broni pneumatycznej – napisano na profilu MN.
Jedną z relacji z zajścia przedstawił lewacki ruch z Poznania, nazywający się „Kolektwy PyRa”. Wzywał on do pomocy jednej z awanturujących się stron. – UWAGA, NA SYRENIE ATAK MACZYSTÓW Z PRZYCHODNI! SĄ OSOBY RANNE! W środku pozostają działaczki feministyczne, latają mołotowy, petardy i cegły – napisano na Twitterze organizacji.
Inna lewicowa grupa, zwana „Stop Bzdurom” – znana z szerzenia fejków – twierdzi, że powodem ataku było „wzięcie w obronę przemocowca”. – Skłot Przychodnia w obronie przemocowego typa który po X atakach na mieszkanki został wy***ny, szturmuje Syrenę – przekonuje profil grupy.
Sam squat „Syrena” twierdzi, że atak lewaków to… „patriarchalna przemoc”. –
Kolejny raz maczystowski skłot zaatakował społeczność queerowo-feministyczną. Dzisiejszy atak wpisuje się w patriarchalną przemoc, jakiej doświadczamy na co dzień w Polsce. Nieumiejący opanować swojego gniewu cis-heteroseksualni mężczyźni pozbawili domu queerowo-feministyczne osoby. Jednocześnie odebrali przestrzeń oddolnego aktywizmu politycznego wielu kolektywom – napisano na Facebooku grupy. – W kolektywie Syrena od dłuższego czasu narastała sytuacja przemocy domowej ze strony Dimy wobec innych domowników. Ta przemoc to m.in. groźby werbalne, wymachiwanie nożem, transfobia i mizoginia, czy kopnięcie jednego z domowników i duszenie innego. Nie mogłyśmy tego dłużej znosić. Kolektyw podejmował wielokrotne próby rozwiązania tej sytuacji: od mediacji po wielogodzinne spotkania. Dima je bojkotował, zakłócał, sabotował lub odmawiał wzięcia w nich udziału. Miałyśmy tego dość. Nie chciałyśmy już dłużej być ofiarami. Wolność od przemocy fizycznej we własnym domu [mieszkanie nie należy do tej grupy – red. Kr] nie jest wygórowanym oczekiwaniem i nie jest czymś negocjowalnym – czytamy we wpisie.
Podkreślono również, że obecnie na squacie „nie mieszka już żadna osoba kobieca ani queer, ponad tuzin aktywistek i aktywistów straciło dom, a wiele społeczności przestrzeń do działania”. Przytaczają także opinię drugiego squatu, który ich zaatakował, że ten działał „w obronie krzywdzonego kolegi (Dimy), którego określają uchodźcą politycznym i jednym z liderów społeczności białoruskiej w Warszawie”.
Podsumowując, squat związany z imigrantami, wygnał z zajmowanego przez inny squat grupę lewicowych aktywistów. Założyciel naszego portalu Dominik Cwikła zwraca uwagę, że wydarzenia te pokazują jak źle jest zarządzana stolica. – Jakieś bojówki potworzyły sobie na czyjejś własności bazy wypadowe i rozrosły się tak, że prowadzą ze sobą walki. Gratuluję ratuszowi! – napisał na Twitterze Cwikła. A wszystko to pod nosem policji!
polskatimes.pl / twitter.com / facebook.com
Przekaż wieści dalej!
Policja ma przecież Bardzo Ważne Zadania Krytyczne dla Istnienia Narodu: umacnianie psychozy koronawirusowej. Takimi drobiazgami nie będzie się zajmować, co więcej: uwłaczałoby to ich godności policjanta RP.